środa, 5 grudnia 2012

Pięć minut. Tyle wytrzymuje w spotkaniu z człowiekiem. Na tyle jestem przygotowany. Mam zestaw do przetrwania: „co słychać?”, „co tam w eleganckim świecie?”, „no! , ale zimno, aż się nie chce...”. Pięć minut. Po tym czasie gadka szmatka się kończy i jeśli w porę nie wywikłam się z relacji, to może nastąpić... spotkanie. Może nastąpić relacja.
Mam takich pięciominutówek kilka. Po dwa – trzy zestawy na różne okazje. Jestem gotowy na pięć minut z synem, z żoną, z kolegą z pracy, z sąsiadem. Brnę pozornie spokojny przez życie na tym paliwie. Pięć minut i mnie już nie ma. Nie ma relacji. Przeskakuję dalej i odpalam kolejną pięciominutówkę.
Czasem zdarza spotkać się na dłużej. Hura ! jest relacja. Po chwili orientuje się, że to tylko przyjemne złudzenie kontaktu. Tak naprawdę użyłem trzech pięciominutówek i niechcący wyszło z tego piętnaście minut.
Tylko tyle? Tylko tyle mnie czeka w relacji z drugim człowiekiem?
Błogosławiona cisza, tajemne odmęty nic niewiedzenia. Pozostać w tym, zatrzymać się, mimo lęku. Ściągnąć maskę – jedną, drugą, kolejną. Przebrnąć pięciominutówkę. Zaciekawić się chwilą. Spotkać człowieka. Zobaczyć siebie w lustrze jego twarzy.

sobota, 1 grudnia 2012

Wszystko jest współzależne, w rozumieniu konwencjonalnym wszystkie zjawiska tworzą się i zanikają pod wpływem odpowiednich dla nich przyczyn i warunków, pomimo że na poziomie ostatecznego wglądu nie można w tych zjawiskach odnaleźć ich inherentnej, wrodzonej i niezależnej egzystencji, jednak gdyż względnie wydają się one tak pojawiać i zanikać, nie ma dlatego również totalnej pustości, jako nicości.